Winter Mist
New season, new vision, new power
*[10] War Company+/
*Zenyatta x *Hero of War
15. 08. 2011 r.
"Pegasus Lord"
*Hero of War
Fusaishi Pegasus
Squall Linda
Mr. Prospector
Angel Fever
Summer Squall
Glimmer Glass
Machiavellan
Helen Street
Kris S
For the Flag
Street Cry
Vertigineux
*Zenyatta
POTOMSTWO (2):
-
*Rang'Shada, od *Mars Colony
-
*Solar Phoenyx, od *Mars Colony
-
Carpe Diem, od *Black Caviar
INFORMACJE
Imię: *[10] War Company+/ "Pegasus Lord"
Imiona stajenne: Black, Caviar, Królewna, Księżniczka, Princessa
Znaczenie imienia: Czarny kawior
Rasa: Koń pełnej krwi angielskiej
Płeć: Ogier
Maść: Kasztanowata
Odmiany głowa: Szeroka łysina
Odmiany przednie: 1/2 nadpęcia
Odmiany tylne: 2x nadpęcie
Hodowca: Paula "Detalli" Ravenwood
Hodowla: Winter Mist
Własność: Paula "Detalli" Ravenwood
Przebywa na terenie: Winter Mist
Kuty: Tak, na cztery nogi
Chip: Posiada
Paszport: Posiada
Kondycja: Celująca
Zdrowie: Celujące
Ujeżdżony: Tak
Ilość giwazdek: 10
Wyścigi: 1500 - 2000 metrów
Hodowla
Zobacz resztę...
Ciąża Zenyatty była przez nas długo planowana, szukanie odpowiednich genów i rodowodu nie było jednak łatwe, żadne z nas nie chciało dopuścić do jakiegokolwiek zmarnowania źrebaka. Przeglądanie najróżniejszych papierów zajęło nam mnóstwo czasu, i nagle doszliśmy do banalnego stwierdzenia, dokumenty Hero of War’a leżały jak byk na biurku i tylko czekały aż nasze oczy na nie napotkają. Po niedługim czasie klacz została pokryta i kilkanaście miesięcy później na świat przyszedł długo oczekiwany źrebak.
Pierwsze co chyba każdemu przyszło do głowy to „WDAŁ SIĘ W MATKĘ”. Jest tak niezmiernie zadufany w sobie, że trudno to opisać, królewicz z bajki, chodzi z wysoko zadartą głową. Jeżeli każesz mu pójść w lewo, on pójdzie w prawo, jeżeli każesz mu stępować, on zacwałuje. Mówiąc prosto i na temat, konik niezwykle zapatrzony w siebie.
Młody był silny, co do tego nie mieliśmy wątpliwości, wstał bardzo szybko, i stał, na chwiejnych nogach, ale stał i nie miał zamiaru upaść, niegodne to przecież dla królewicza. Od razu wiedzieliśmy jak będzie wyglądać i to się sprawdziło, rodzice przekazali mu muskularną, niezwykle umięśnioną sylwetkę, mocny zad i długie, mocne nogi. Po rodzicach odziedziczył też zdolność do biegania na średnim dystansie, od siebie natomiast dodał długie trasy.
Jako, że odziedziczył charakterek matki, tak chcieliśmy się przygotować do jego zajeżdżania. Próba nawiązania kontaktu była jednak trudna, wręcz niemożliwe, a jednak. T-touch mogliśmy wykonywać tylko wtedy, gdy on sobie zażyczył. Czasem gdy widział członka stajni zaczynał rżeć bo mu się zachciało toucha, choć piętnaście minut temu gryzł nie pozwalając się dotknąć. Z join up to samo, nawet nie pozwalał zaprowadzić siebie na kołowy maneż gdy mu się nie chciało i trzy osoby pracowały by go tam zapchać, dwie ciągnęły jedna pchała. A i tak było ciężko, często wierzgał i próbował kopać. Jednak gdy już, jakimś cudem, dotachaliśmy tego niewdzięcznika na maneż to dało się nawiązać kontakt, mogłoby się wydawać, że czasem tego chce. I tak powoli acz skutecznie udało nam się go oswoić, porozumiewaliśmy się tym samym językiem.
Zabawa z siodłem była… jakby to ująć… ciekawa. Nie ma co, tak brykającego konia nie widziałam, miał chłopak charakter nie ma co. Dawałam każdemu jeźdźcu popalić i nawet nie próbował myśleć rozsądnie, zawieszał się w jakimś dziwnym stanie i wierzgał. Opracowaliśmy technikę wyjątkowej delikatności. Przed siodłaniem był długi czas na T-touch, nawet pół godziny o ile to było potrzebne, rytmiczne zataczanie kół go uspokajało, odblokowywał umysł i myślał rozsądnie, choć nadal mu się siodło nie podobało, powoli się do niego przyzwyczajał.
Nasza praca pod siodłem była równie zabawna co zajeżdżanie, takiej komedii ze świecą szukać. Tak, dla stojących obok mongolskie balety tego konia były nadwyraz śmieszne, jednak dla osoby usadowionej w siodle nieszczególnie. Koń wdał się w matkę, nawet z tym, kompletnie nie rozumiał łydki, była dla niego czarną magią. Czasem wydawało mi się, że nawet nie stara się zrozumieć. Chwaliliśmy go nawet za jeden krok w bok od łydki, byle tylko w końcu zrozumiał. Nasza mozolna praca jednak się opłaciła, po długiej nauce absurdalnych dla niego rzeczy reagował na łydkę i inne pomoce.
Co do charakteru tego zjawiska w przyrodzie to jakoś nie będę się rozpisywać. Dla koni on tu jest panem i koniec kropka, dlatego ciężko jest gdy widzi Black Caviar, naszą stajenną Księżniczkę. Bynajmniej nie są parą królewską, powiedziałabym raczej, że wrogimi władcami. To ogier chce wszystkim zarządzać i mieć nad wszystkimi kontrolę, gdy on coś chce tak ma być. Jednak w praktyce on jest drugoplanowy, Księżniczka pierwsza zdominowała konie więc cała nasza zgraja narwańców słucha się ogiera gdy klacz jest na treningu lub stoi w boksie i je siano. Co do ludzi natomiast, zmienił nastawienie, zrobiła się z niego straszna przylepa. Kocha gdy mu okazują miłość i zwracają na niego uwagę. A gdy wyczuje cukierki nie puści póki nie dostanie tego co wywąchał. Jest uroczy, aczkolwiek w zły dzień może nie pozwolić na pieszczoty i odwróci się tyłem powracając do napychania się jedzeniem.
Z karmieniem jest kiepsko. Narwaniec do wiadra podobny do Princessy, on chce pierwszy dostać. Będzie łaził po boksie, tańczył, rżał, tupał i wszystko co wymyśli a co da radę wykonać byle tylko zatkać pysk owsem. Czasem trzeba mu trochę przemycić przed karmieniem, nie dlatego, że po prostu nie wytrzymujemy tego zachowania, po prostu nie chcemy by przy wykonywaniu swego chaosu coś sobie zrobił.
Na treningach jest zaangażowany. Lubi biec i pogrążać inne konie. Podczas takiej próby raczej nie używa taktyki lecz biegnie na oślep nie zważając na zmęczenie, ostatnio zaczęliśmy nad tym pracować, lecz jak powstrzymać konia z taką pasją i miłością do biegu, którego serce leży na mecie z wypisanym „pierwsze miejsce”. On nie daje cienia szans innym koniom, ma zamiar je wyprzedzać i koniec, czasem zabraknie mu pary i dlatego z każdym treningiem jest coraz mądrzejszy i oducza się tego biegu na oślep. Lecz bywają dni, w których mu się najzwyczajniej w świecie nie chce i zadu nie ruszy. Trzeba go poganiać, popędzać a ten mało co sobie zrobi z tego, jednak całe szczęście takich dni jest mało.
Na wyścigach jest jednak zupełnie inaczej, tutaj uderza całkowicie w taktykę, którą ma po rodzicach i choć wydaje się, że sam ją sobie wypracował, to wiadome jest, że przyczyniły się do tego geny. Ten ogier biega średnie i długie dystanse, wie, że ma mnóstwo siły i że wytrzyma każde tempo a wręcz podyktuje takie, że nikt inny nie wytrzyma, ale rozumie również to, iż inni nie muszą wiedzieć. Przez większość wyścigu trzyma się na końcu stawki udając biednego umęczonego konika, a tak naprawdę z największą łatwością przyjmuje tempo nadawane przez prowadzącego. I tak się zbiera przez ten wyścig by wreszcie wypruć do przodu na ostatniej prostej. Jest niczym pocisk wystrzelony z armaty, tak nagle się zrywa, z elegancją wyprzedza inne konie i zajmuje czoło stawki pokazując się w swym pełnym pędzie cwałuje do mety na pierwszej pozycji i żaden koń nie daje mu rady.