Winter Mist
New season, new vision, new power
Jess's Dream
*Rachel Alexandra x Curlin
21. 01. 2015 r.
"King of Alexandria"
Curlin
Smart Strike
Sherriffs Deputy
Mr. Prospector
Classy 'N Smart
Deputy Minister
Barbarika
El Prado
Cappucino Bay
Roar
Kims Blues
Medaglia d'Oro
Lotta Kim
*Rachel Alexandra
POTOMSTWO (0):
-
-
INFORMACJE
Imię: Jess's Dream "King of Alexandria"
Imiona stajenne: Jess, Dream
Znaczenie imienia: Marzenie Jessa
Rasa: Koń pełnej krwi angielskiej
Płeć: Ogier
Maść: Gniady
Odmiany głowa: Gwiazdka
Odmiany przednie: -
Odmiany tylne: 1/2 nadpęcia i 1/3 nadpęcia
Hodowca: Paula "Detalli" Ravenwood
Hodowla: Winter Mist
Własność: Paula "Detalli" Ravenwood
Przebywa na terenie: Winter Mist
Kuty: Tak, na cztery nogi
Chip: Posiada
Paszport: Posiada
Kondycja: Bardzo dobra
Zdrowie: Celujące
Ujeżdżony: Tak
Ilość giwazdek: 0
Wyścigi: 1800 - 2600 metrów
Pokazy
Wystawy
Hodowla
Zobacz resztę...
Od zawsze kochałam *Rachel Alexandrę. Uważałam ją za piękną i wybitnie uzdolnioną klacz. Jednk kiedy ta przeszła na emeryturę i mogła stać się matką, miałam zbyt dużo koni na stajni. Dopiero teraz, z zupełnei nowym spojrzeniem na Winter Mist i nowymi możliwościami, mogłam postarać się, by została matką mojego źrebaka. A Blaze jak najbardziej popierał ten wybór klaczy. Trzeba jednak było jeszcze znaleźć odpowiedniego ogiera. To nie mógł być pierwszy lepszy koń. To miał być wybór roku, a może i nawet dziesięciolecia. I właśnie wtedy zobaczyliśmy Curlina. On był tym jedynym, mogącym zostać ojcem naszego źrebaka! Pokrycie poszło bez problemów, a już po roku na świat przyszedł nasz piękny, gniady ogier. Wyglądał niepozornie i wstawał powoli, zupełnie jak matka. Dlatego nie pozwoliliśmy się zwieść pozorom.
Dopiero kiedy stał się trochę starszy, jako roczny źrebak, jego przyszła kariera wyścigowa zawisła na włosku. Koń może i biegał po padoku z innymi źrebakami, ale nie robił tego jakoś wybitnie. Tylko na krótki moment potrafił wypróć do przodu jak strzała, to świadczyło o nim dobrze. Ale pozostało jedno zmartwienie. jego nogi. Od zawsze nas przerażały a im stawał się starszy, tym nogi wyglądały na bardziej kontuzyjne. Postanowiliśmy dać mu jeszcze czas.
No i przyszedł ten moment, gdy trzeba go było zajeździć. Jego nogi nadal pozostawiały wiele do życzenia, ale postanowiliśmy dać mu szansę. W końcu te nogi mogły tylko tak wyglądać źle. Jakby miało się zrobić gorąco, po prostu odstawiamy go od sportu. Tak właśnie wyglądały nasze wahania i przemyślenia. Jess natomiast miał wahania kiedy widział siodło. Brykanie w stylu bujanego konika było dość zabawne dla obserwującego, ale straszne dla człowieka w siodle. Mimo trudności zajeździliśmy naszego gniadego. Pozostawało już tylko nauczenie go chodzenia pod siodłem, a później treningi. Jak się okazało ogier szybko załapał wszystkie prawidła rządzące jazdą na nim. Czas więc przyszedł na wypróbowanie go na torze. Gniady jak każdy młodzik podczas swoich pierwszych prób jeździł slalomem i nie umiał utrzymać zbyt równego tempa, ale widać było, że ma możliwości. Niestety same możliwości to trochę za mało. Nawet nie zdążyliśmy powiedzieć tego słowa, kiedy nasz ogier zobaczył innego wyścigowego przyjaciela jadącego przed nim. I postanowił potraktować go jak największego wroga. Zupełnie nagle użył swojego hipernapędu, który czasem widzieliśmy u niego na padoku. Z dobrego tempa przeszedł w pęd nadświetlny. Koń nie miał tylko możliwości, miał swój styl, nitro w kopytach i technikę do dopracowania.
Dla ludzi to taki pieszczoch. To znaczy w większość dni jest pieszczochem i miśkiem, z którym można siedzieć, powieżać mu sekrety i wypłakiwać się w grzywę. Ma niestety także i dni, w które bez kija nie podchodź, a o wkładaniu ręki do boksu zapomnij, bo rękę stracisz. Nie lubi także za bardzo być prowadzony. Wydaje mu się, że każde wyprowadzenie ze stajni oznacza to, iż zaraz będą najważniejsze wyscigi wszechświata. Zaczyna się stresować i jeden hałas potrafi sprawić, by zaczął dębować. Nie przepada także za siodłaniem, ale z odpowiednim podejściem wszystko da sobie założyć. No i oczywiscie trzeba pamiętać, że z telefonem się do niego nie podchodzi, nie wolno także zostawić żadnej rzeczy przy jego boksie. To koń odkurzacz, próbuje zjeść wszystko co tylko stanie przed jego pyskiem i nie zalicza się do istot żywych i myślących. Tak też jeżeli idzie na myjkę, to nie wolno go przywiązywać, trzeba go trzymać i pilnować, by nie zjadał uwiązu, a on będzie próbował zjeść przez cały czas trwania prysznicu. Raz nam spod kąpieli uciekł, to było wtedy, gdy nie spodziewaliśmy się, że zje nawet uwiąz...
Z innymi końmi nie ma większych problemów. Czasem lubi dla zabawy pozaczebiać kolegę z boksu obok i głośniej z nim porozmawiać. Jest przyjaźnie nastawiony do wszystkich nowych członków boksowej załogi. Na padoku chce się ze wszystkimi ścigać, by móc ich pokonać swoim nitro. Dlatego może być umieszczany tylko z najbardziej cierpliwymi na zaczepki końmi, lub tymi równie chętnymi do zabawy. Ale wszystko się zmienia gdy sprawy przechodzą na tor. Tam przyjaciele stają się wrogami i liczy się tylko wygrana. Jest bezwzględny. Konia z którym wcześniej się bawił, teraz dosłownie zmiażdży. Nie pozwoli sobie odebrać pierwszego miejsca.
Jess nie lubi przyczepek. I nie, wcale nie o to chodzi, że nie lubi jazdy, bo podczas tej jest najgrzeczniejszym koniem świata. On po prostu nie lubi przyczepek. Albo od nich ucieka, albo je atakuje. Jakby to był potwór, rpzed którym trzeba ostrzec i uratować stajnie. Wiele razy rzucał się z kopytami na przyczepkę, bo tak, bo chciał. Innym razem kopał ją w opony. Jeszcze innym wymierzał cios z zadu. A na nastęny dzień wiał gdzie pieprz rośnie. Jakby mu ta przeczepka zaprzysięgła zemstę. Ładować go do niej trzeba w kilka osób. I poświęcić na to czasem z godzinę. Tak, lepiej zaopatrzyć się w cierpliwość.
Jess bardzo denerwuje się na wyścigach. Prezentacja wprowadza go w duży stres. Nie przepada za aparatem, fleszami i odgłosami tłumu. Wie, że zaraz zdaży się coś wielkiego, a oni go rozpraszają. Bardzo często idąc na prezentacji po prostu dębuje i jeździec moze na niego wskoczyć dopiero przed samym wejściem na tor. Gniady naprawdę źle to znosi. Całe szczęście sprawy zmieniają się gdy ogier już jest na torze. Wycisza się i chociaż ma ten swój moment paniki, gdy przychodzi wsadzenie do start maszyny, to przez większość czasu na torze jest bardzo skupiony.
Dla tego ogiera wyścigi to całe życie, najważniejsza rzecz na świecie. Dla niego każde zawody, nie ważne na jakim szczeblu, są jak najwazniejsze, międzygalaktyczne igrzyska. Wkłada całe serce i duszę w swój bieg. A biega nieziemsko, wzbudzając w ludziach prawdziwe emocje. Na swoim pierwszym wyścigu prawie doprowadził mnie do zawału. Gdy tylko wybiegł z maszyny, zrobił to bardzo wolno, ustawił się daleko za końcem stawki. Do ostatniego konia brakowało mu z pięć długości. Nie mieścił się w zasięgu kamery, która kręciła stawkę. Siedziałam na trybunach i modliłam się o cud. Cudem okazał się sam Jess. Przy ostatnim zakręcie włączył swój napęd nadświetlny. Nie wiedziałam gdzie jestem i co się dzieje, gdy gniady wypadł zza zakrętu z taką prędkością, tak pracując wszystkimi mięśniami. Zmienił się w samochów wyścigowy. Mimo że inne konie miały o wiele blizej do mety, on w kilku susach znalazł się już przed nimi i wygrał ten wyścig z łatwością. Nikt nie wiedział skąd ten koń nagle się tam wziął. Czy się teleportował, czy może porzyczył napęd ze Star Wars? Nic z tych rzeczy, to po prostu nasz fenomenalny ogier. Zawsze jedzie w ten sposób, bardzo taktycznie. Przez prawie cały wyścig zbiera się w sobie, na ten jeden najważniejszy moment. Wie, że będzie musiał ruszyć jak nikt nigdy, wie, że to bardzo męczące, dlatego czeka do ostatniej chwili. Choć z jego szybkością nie powinien być wystrzymały, cóż, zasady są po to, zeby je łamać. To bardzo silny koń, potrafi wytrzymać trudne, długie dystanse, a pod sam koniec odpalić turbo, nie ważne ile już metrów ma na karku. Jedyne, co musi zrobić jeździec, to znaleźc mu wolne pole do popisu. Jess nie boi się rywali. Nie ważne kot stanie z nim do walki, on będzie chciał wyjść z niej zwycięsko. Nikogo się nie przestraszy, zawsze zbierze swoje wszystkie siły na ten jeden skok w nadświetlną i wygra wyścig, wprawiając wszystkich w niedowierzanie.