top of page

[10]* The Loki's Army+/

*Mars Colony x *American Hybrid

12. 10. 2013 r.

"Epic Soldier"
*American Hybrid
*American Lion
*I'm Hybrid
Black Beauty
Roxie
Hydra Dragon
Oklahoma City
Danzig
Edge
Nreyev
Miasma
War Conflict
White Paradise
*Mars Colony

POTOMSTWO (1):

  1. Faridyapo *Felicia

INFORMACJE

Imię: *[10] The Loki's Army+/    "Epic Soldier"

Imiona stajenne: Loki, Army, Tell Me, Kneel, Laufeyson

Znaczenie imienia: Armia Lokiego

Rasa: Koń pełnej krwi angielskiej

Płeć: Ogier

Maść: Kara

Odmiany głowa: Szeroka łysina

Odmiany przednie: Powyżej stawu pęcinowego

Odmiany tylne: 1/3 nadpęcia

Hodowca: Paula "Detalli" Ravenwood

Hodowla: Winter Mist

Własność: Paula "Detalli" Ravenwood

Przebywa na terenie: Winter Mist

Kuty: Tak, na cztery nogi

Chip: Posiada

Paszport: Posiada

Kondycja: Celująca

Zdrowie: Celujące

Ujeżdżony: Tak

Ilość giwazdek: 10

Wyścigi: 2000 - 2500 metrów

Pokazy

Wystawy

Hodowla

Zobacz resztę...

Plany tej ciąży przez pewien okres były całym naszym życiem. Chcieliśmy bowiem nowego konia wyścigowego, niepokonaną torpedę, która będzie w stanie przebiec każdy dystans, każdą trasę. Konia, niczym żołnierza, któremu nie straszny wiatr, śnieg, mokre podłoże. Z siłą słonia i szybkością geparda. Nie mogłyśmy się zdecydować, czy wziąć stanówkę od innej stajni, czy być samowystarczalnym. Wtedy olśniło nas, przecież miałyśmy klacz, która dawała już świetne konie, *Mars Colony. Pozostał wybór ojca, myślałyśmy o *Patchen Prince, ogier szybki, lecz nie wytrzymały. Spojrzałyśmy do rodowodów naszych koni. Przecież syn I’m Hybrid był na wyciągnięcie ręki, w naszej stajni. *American Hybrid był idealny by zostać ojcem kolejnego wyścigowca.

Czekanie na poród było jak lata świetlne. Ciąża przebiegała dobrze, bez komplikacji, a jedynie z większymi wydatkami, gdyż *Mars postanowiła jeść nie jak jedna, a dwie klacze w ciąży. Wszystko można jej wybaczyć, wystarczyło by spojrzała na nas swoim wzrokiem i od razu bela siana szła do boksu.

Poród także nie napotkał na komplikacje. Czekaliśmy w napięciu oglądając narodziny kolejnej gwiazdki Winter Mist. Gdy ujrzeliśmy pierwsze kawałki konika nie mogłyśmy uwierzyć. Kary! Był kary. Wielki uśmiech zagościł na naszych buziach i nie mógł zejść, spotęgowało go na dodatek to, iż mały ogierek wstał szybko i na chwiejnych nogach zaczął chodzić. I ten jego wzrok, wola walki, ogromna, niezniszczalna, już wiedziałyśmy, że to właśnie na tego konia czekałyśmy.

W pierwszych okresach jego życia, no cóż, było go pełno, wszędzie i nigdzie zarazem. Skakał, tarzał się, biegał, tak, to kochał najbardziej, już w samej drodze na padok wyrywał się do przodu nie zwracając uwagi na spokojnie idącą matkę czy człowieka który go prowadzi i w głowie planuje kolor gipsu. Gdyby konie z pastwisk obok mogły się puknąć w głowę z dezaprobatą, na pewno by to zrobiły. Siły jego nóg nie dało się opisać, biegał bez końca, i to z taką prędkością, zawsze z błyskiem w oku.

W późniejszym okresie trochę się uspokoił, wyciszył i grzecznie podążał za ludźmi, którzy go prowadzili. Jednak zawsze pierwsze co robił po wejściu na padok to bieganie. Ścigał się z swoją matką, zadowolony z pędu wiatru, który tańczył na jego ciele. To właśnie *Mars Colony była jego pierwszą trenerką, zawsze niedościgniona dla swojego rosnącego syna, który z każdym dniem starał się coraz bardziej, dopóki nie zrównał ze swoją matką. Dla ludzi był zawsze miły, aczkolwiek lubił się trochę podroczyć, bo czemu by nie pilnować codziennego treningu na podstawie najnowszego poradnika „goń za folblutem”.

Gdy go zajeżdżaliśmy, no cóż, bycie miłym bokiem mu wyszło. Bo po co grzecznie stać gdy ktoś przez kolejną godzinę próbuje w udręce zarzucić siodło na grzbiet tańczącego w boksie konia. Zawsze przed przyzwyczajaniem go do siodła towarzyszyło nam join up i t-touch, bez tego pewnie nadal bylibyśmy na poziomie „chodź do mnie, mam marchewkę, wcale za plecami nie trzymam ogłowia”. W końcu, ku naszej uldze, przyzwyczaił się do sprzętu. Pozostało zajeżdżenie czyli sport, nie dla odważnych, ale dla tak ekstremalnie pozbawionych mózgu, że z uśmiechem na twarzy, lub lekkim wykrzywieniem przez zgrozę, wsiądą w to siodło i spróbują się utrzymać dłużej niż sekundę. Jak widać ta dyscyplina się opłaciła, bo w końcu koń zaczął chodzić, niestety nasz sport dla głupich nie trafił do dyscyplin na olimpiadzie.

Pozostała nauka chodzenia pod siodłem. Najciekawsze doświadczenie życia, które warto podkreślić na czerwono w swoim życiorysie „przeżyłam Armię Lokiego”. Jak wiadomo Loki to jednak kruczoczarny mistrz planów i knucia, do dziś nie wiemy czy specjalnie jak chciałyśmy skręcić w lewo to on szedł w prawo. W końcu jednak podłapał, że prawa wodza to skręt w prawo a lewa wodza to skręt w lewo. Ku naszej uldze zaakceptował łydkę i zapamiętał, że ona nie jest maszyną zagłady a jedynie pomocą. Tak więc każdy, kto brał udział w jego szkoleniu może sobie wpisać w życiorys drugi punkt „wyszkoliłem Armię Lokiego”.

Jego charakter jest, ciężki do określenia, tak, to najlepsze stwierdzenie. Z jednej strony to misiu niezrównany i po wejściu do jego boksu wyjdziesz dopiero gdy on się zgodzi cała w jego włosach, gdyż to koń, który uwielbia się przytulać. A co jeszcze bardziej uwielbia? Marchewkę, jeżeli ją poczuje na pewno nie puści człowieka, chyba że po kolejną porcję pomarańczowej miłości. Ale jesteśmy w stanie to zrozumieć, bowiem kto z nas nie był zakochany? Jednak gdy coś mu się nie spodoba, w szczególności u koni, będzie robił wszystko, by przywrócić daną rzecz do równowagi. Bowiem ten koń nienawidzi niezrównoważonych charakterów, nie można podejść do niego z huśtawką nastrojów i jeszcze próbować go głaskać. Co prawda to prawda, zawsze na swoją szyję przyjmie mój płacz, ale osoby, które mniej lubi, lub które dopiero spotka będzie odganiał, atakował. Zrobi wszystko, by dany człowiek bądź zwierzę powróciło do równowagi. Miewa, tak jak każdy, ciężkie dni. Trudno jest wtedy cokolwiek zdziałać, najlepsze wyjście w takiej chwili to porządne join up i t-touch dla rozluźnienia.

Na padoku, tak jak to na nim od zawsze bywało, toczą się zacięte wojny, na śmierć i życie, w których wygraną jest… kolejny wyścig. Tak jest, jego nawyki z okresów źrebięcych nie zniknęły, wpada na padok jak maszyna i zachęca inne konie do biegania. Upodobał sobie War Company’ego, z którym wyjątkowo często biega po zielonej trawie nie zwracając uwagi na nic… no… może oprócz Black Caviar za rogiem.

Treningi z nim to czysta przyjemność, ten wiatr na twarzy, to serca bicie, ten ból po upadku na całe życie. Czyli przyjemność w innym tego słowa znaczeniu. Bardzo go podrzuca przy wybieganiu z bramki i trzeba nad tym mocno popracować. Nie radzę na niego wsiadać bez pewnego dosiadu, toczku na głowie, i kombinezonu z folii bąbelkowej. O ile sama rozgrzewka naprawdę nie sprawia mu problemu tak ten start to pięta Achillesa, tylko kto wie, czy bardziej jego czy jeźdźca. Jednak gdy się przetrwa ten nagły start z turbulencjami jak w samolocie podczas tornada można się spodziewać idealnego cwału. On pragnie tylko jednego, dotrzeć do mety pierwszy, zatraca się w biegu, przez co czasem nie słucha poleceń bo on wie przecież lepiej. Zawsze cieszy się na myśl o cwale, to jego życie.

Na zawodach jest skupiony, bywa spięty i szarpie się prowadzącemu, ale to chyba towarzyszy każdemu młodemu wyścigowcowi. Gdy jednak znajduje już w bramce, wszystko się zmienia, w jego oczach coś się zapala, wola walki i zwycięstwa. Będzie rywalizował z końmi do samego końca, nie odpuści ani na chwilę, jest jak maszyna stworzona do biegu. Niezwykle wytrzymały i szybki, żaden dystans mu nie straszny, ni ulewa, ni śnieg, ni błoto. Będzie biegł póki starczy mu sił, a sił ma wiele, i nawet, gdyby je stracił, i tak będzie kontynuował. Jedyne co byłoby w stanie wyrwać go z zatracania się w cwale to śmierć. Zabójcze tempo go nie wykończy. Na ból w nogach, przyśpieszone ponad normę tętno, zwróci uwagę dopiero po przekroczeniu mety. Odziedziczył po matce zdolność do zmieniania taktyki. Najczęściej wybiega jako pierwszy i utrzymuje tą pozycję do końca ciągle zwiększając odległość. Bywa jednak tak, że jest dyskretny i cwany, biegnie w środku po czym niepostrzeżenie wymyka się na początek a przed metą wystrzela jak z armaty odbiegając jak najdalej od innych koni.

bottom of page